35 PZU Maraton Warszawski - moja relacja


Za górami za lasami za wieloma dolinami płynie Wisła przez Stolicę można by powiedzieć.

Trasa maratonu kliknij i zobacz

29 września pobudka o 6.00. nie potrzebowałem budzika, emocje były i owszem, ale kot znajomych, u których spaliśmy był lepszy niż budzik i nie pozwolił mi przespać godziny pobudki. Lepszy bo jak się położył na brzuchu to przynajmniej było ciepło :)

Wstałem lekko niewyspany, zawlokłem się do kuchni (kot ze mną) i zacząłem poranny rytuał maratończyka.
Lekkie śniadanko, bułka z czekoladą, kakao, oczywiście woda i izotonik na bieżąco. w między czasie łazienka też się przytrafiła :)

Szukam, bez skutku termometru na oknie. na oko zimno i za oknem mgła. Wychodzę o 7.15, zimno oraz mgła mnie przywitała. Szczyty wieżowców we mgle widać na fotce poniżej. Wiem już że komunikacja przez most Poniatowskiego nie działa. Do stacji metra idę ok 3 minuty a potem spacer na Stadion Narodowy ok 2,5 km. 


Na moście Poniatowskiego ruch pieszy duży, maratończycy idą na Stadion,

Samochód na którym za chwilę Przemysław Babiarz rozpocznie swój "występ" już czeka i pozuje do zdjęć.


Po dotarciu na Stadion i przebraniu się czas na START. Jak widać poniżej zbieramy się w wyznaczonych strefach czasowych.


Nie omieszkałem i strzeliłem sobie fotkę na tle Stadionu. Zrobił na mnie lepsze wrażenie niż rok temu. 
Tu wyglądam jeszcze tak iż można było robić zdjęcia. skupiony i skoncentrowany na trasie i planie na bieg, jaki w głowie układałem od długiego czasu


No i START! 9.00 Ruszamy. Cel przebiec poniżej 4 godzin, a najlepiej w granicach 3.50.00

Bardzo sprawnie i płynnie. O wiele lepiej niż rok temu. Ten sprawny start spowodował, że nie zobaczyłem się z moimi wiernymi kibicami na 5 kilometrze. Przebiegłem go za szybko, nie zdążyli dojść. Od tej chwili jak tylko słyszałem wuwuzele to patrzałem czy to nie MOI trąbią. Patrzałem i czekałem i doczekałem się ale dopiero na 34 kilometrze (o tym później)

Poniżej jestem ok 12 kilometra jeszcze żwawo i z uśmiechem łykam kilometry


a tu 15 kilometr, wciąż lekko i przyjemnie, ciągle zgodnie z planem. Każde 5 km w około 27 minut. Pełen energii zmierzam do wyznaczonej mety


na 18 kilometrze ładnie się uśmiecham do zdjęcia i ciągle mieszczę się w swoich założeniach - jest dobrze i pojawia się szansa na 3:45.


do 23 kilometra zjadłem część swoich zapasów na drogę :) pół tabliczki czekolady gorzkiej z orzechami, weszła aż miło, tylko się zasłodziłem i na punkcie żywieniowym wlałem w siebie więcej wody niż chciałem. Zostały jeszcze ciastka owsiane z kakao ale zjadłem tylko dwa. Nie miałem już ochoty na więcej. Skorzystałem z bananów wystawionych przy wodopojach. Ważne było aby się nie odwodnić, więc piłem wodę i izotonika. 

No i wreszcie są. Na 33 kilometrze dostaję SMS "Jesteśmy na Metro Wilanowska". Początkowo nie chciałem sprawdzać kto pisze do mnie, ale intuicja podpowiedziała mi, że może rodzinka się dobija. Czytam jesteśmy przy Metrze Wilanowska. No tak, myślę ale gdzie to jest? Aż tak Warszawy nie znam aby to wiedzieć, więc odpisuję tylko "33" z nadzieją że skumają że chodzi o 33 kilometr. Udało się. Słyszę wuwuzele i z daleka już ich widzę. SĄ. Machają. Od razu się lepiej biegnie i siły wracają.





Potem kilometry zaczęły się jakby wydłużać. Do tej pory umykały szybko, teraz już patrzałem i nie mogłem się doczekać kolejnej chorągiewki z oznaczeniem kilometra. Oznaczało to tylko jedno. Nadchodzi ściana. No i tak się stało. 38 kilometr. Czułem się tak, jakby ktoś wyciągnął mi wtyczkę z kontaktu. Brak prądu (sił lub nie wiedzieć czego) nie pozwolił na kontynuowanie biegu, więc urządziłem sobie zwiedzanie. Jak widać poniżej mały spacerek. Zwiedzałem Warszawę.Odpocząłem chwilę i dalej biegniemy, ostatnia prosta, jeszcze 3 kilometry. Stadion już widać. Kibice na trasie bardzo pomagali i zachęcali. 


Od palmy do mety na Stadionie Narodowym jest ok 2,5 kilometra


40 kilometr już na oparach, ale wiem, że na Stadionie ktoś na mnie czeka i już trąbi :) Biegnę dalej


Na moście Poniatowskiego (41 kilometr) doganiam kolegę z firmy, wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia i wszystko jasne. Do mety biegniemy razem.


Nie odpuściliśmy do końca. Mimo tłoku na finiszu ramię w ramię z okrzykiem wbiegamy na Stadion, a tam META.

Udało się. Przebiegliśmy MARATON!









Czas netto 03:53:47


Dzięki kochani A,W,N, że byliście ze mną.
Irenko i Marcinie dzięki za wspaniałą gościnę
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Świetna relacja, aż wracają wspomnienia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj wracają :) czasem też sobie poczytam, szczególnie jak mi córka przypomni i zapyta Czy słyszałem wuwuzele :) jak biegłem

    OdpowiedzUsuń